Czasopismo tygodniowe ilustrowane "Świat"

Wyd. Warszawa dnia 2 lutego, 1924.

 

"Jak wygląda chudoba osadnika wojskowego?

Osadnicy Wojskowi - "Sprawę osadnictwa wojskowego na Wołyniu, tak bardzo dziś aktualną, oświetla nasz korespondent, który niedawno bawił w Łucku. Inbformacji udzielił mi p. Kazimierz Jonisz, członek Wołyńskiej Komisji Odwoławczej z ramienia Ministerstwa Rolnictwa.

- Akcja osadnictwa wojskowego - mówi p. Jokisz - rozpoczęła się na wiosnę 1921 roku, kiedy to skierowano na Wołyń t. zw. kolumny robocze, wydzielone przez poszczególne, wydzielone jednostki wojskowe." Kolumny te zajmowały na osadnictwo majątki opuszczone przez właścicieli lub niezagospodarowane. To zajmowanie majątków odbywało się bez żadnego planu, przyczem nadmienić należy, że skład kolumn był bardzo rozmaity pod względem fachowo-rolniczym. Bywały bowiem kolumny złożone z ludzi różnych zawodów, np. z krawców, szwców, stolarzy, fryzjerów, pozbawione natomiast choćby jednego cżłowieka obeznanego z rolą. Osadników tych kwalifikowała wojskowość na zasadzie zasług bojowych, co nie zawsze szło w parze z fachowością pod względem rolniczym. Jesienią roku 1921 kolumny robocze zostały rozwiązane przez ministerstwo Spr. Wojsk.  i osadnicy częściowo indywidualnie, częściowo grupowo, zostali osadzeni przez Powiatowe Komitety Nadawcze, którym z urzędu przewodniczył starosta danego powiatu.

Cała jednak akcja osadnictwa szła powoli, a to dzięki chaosowi, jaki wprowadziły kolumny robocze , trudnościom przy pomiarze gruntów (brak geometrów), a wreście dzięki temu, że nie dano osadnikom budulca. Planowa akcja i uporządkowanie tych spraw zaczęły się dopiero z chwila rozpoczecia prac przez t. zw. Komisję Odwoławczą, w skąłd której weszli wojewoda wołyński jako przewodniczący, prezes Okręgowego Urzędu Ziemskiego, oraz delegaci M-stwa Rolnictwa, Skarbu i Spr. Wojskowych. Pierwsze posiedzenie Komisji Odwoławczej odbyło się w czerwcu 1921 roku. - A jaki jest stan obecny spraw osadniczych?

- Do dnia dzisiejszego przyjęto około 120 000 ha ziemi, z tego na osadnictwo wojskowe około 50.000 ha (juz rozdysponowano i pomierzono), na reformę rolno około 30 000 ha, kilkaset hektarów przekazano szkołom powszechnym, reszta ziemi jest obecnie w pomiarach. Nadmienić należy, że wszystkie ziemie cerkiewne zasadniczo przeznaczone są dla ludności miejscowej, co jest podyktowane względami politycznemi.

- Jak wielka jest liczba osadników wojskowych na Wołyniu?

- Ogółem na Wołyniu zatwierdzonych zostało 3667 osadników, z których 2.799 pracuje już na swoich pomieroznych ostatecznie działkach. Grupowo władają działkami 434. Oczekuje jeszcze nadania 534. 

- Czy wszyscy osadnicy osiedli już na swoich działkach?

- Niezagospodarowanych działek jest minimalna ilość. W chwili obecnej gospodaruje osobiści 2.700 osadników, zaś około 350 gospodaruje przez swoich plenipotentów. W roku bieżącym za niezagospodarowanie zostało usuniętych 15 osadników, co wpłynęło b. dodatnio na innych opieszałych osadników i pobudziło ich do szybkiego podjęcia gospodarki na swych działkach.

- Jaki jest przeciętny rozmiar działki?

- Minimalne działki wynoszą 7 ha, maksymalnie 42 ha. Średnia działka normalna wynosi od 10-15 ha.

- A gdzie najwięcej jest osadników?

- Najgęściej osadzeni są oni w powiecie krzemienieckim, gdzie jest 800 osad. Drugie miejsce zajmuje powiat rówieński - około 700 osad, następnie powiat dubieński 600 osad. Najmniej osadników posiada powiat ostrogski - 136 i lubomski - 106 osad. Nadmienić należy, że największa ilość osadników pochodzi z Małopolski. Małopolanie stanowią 3/4 ogólnej liczny osadników. Następne miejsce zajmuje Kongresówka i Poznańskie. Najmniej osadników pochodzi z kresów. Najlepiej zorganizowani sia osadnicy w powiecie dubieńskim i włodzimierskim, gdzi eposiadają swoje dobrze prosperujące kooperatywy, sklepy i t. p. Zawdzięczają to oni głównie przedstawicielom M. Spr. Wojsk. W powiecie dubieńskim na czele osadników stoi major Matczyński, obrońca Dubna, cżłowiek ideowy i przedsiębiorczy. W powiecie włodzimierskim - zajmuje się z samozaparciem sprawami osadników porucznik Strójwąs.

- Byłoby bardzo pożądane - podejmuje naraz p. Jonisz - gdyby pan zechciał się przejechać po osadach i zobaczyć na własne oczy, jak one wyglądają.

Propozycję przyjąłem z zadowoleniem.

Ba! Łatwo jest coś projektować, ale trudniej wykonać, szczególnie wówczas, gdy się niema do rozporządzenia odpowiednich środków lokomocji.

Wyratował nas z kłopotu dopiero prezes okręgowego Urzędu Ziemskiego, p. Stanisław Krupski, który z całą uprzejmością udzielił nam włąsnych koni i powozu. Nazajutrz z samego rana wyjechaliśmy więc na zwiedzanie osad, zabrawszy ze sobą referenta rolnego województwa p. Czerwiowskiego i komisarza ziemskiego, p. Hulewicza.

Pierwsze osady zaczynają się 7 kilometrów od Łucka. Jest to kompleks osad pod nazwą Połonka.

W jednej osadzie spotyka nas sam właściciel, Sawicki. Jest to b. ułan z legionów, pochodzi z Piotrowskiego. Sprawia wrażenie dzielnego człowieka. Na pytanie, czego mu najwięcej brakuje w gospodarstwie odpowiada:

- Kredytu!

- No przecież dostajecie jakieś pożyczki rządowe, zauważam.

- Tak, tylko z tym kredytem, to jest nie tak dobrze. W maju podałem się o pożyczkę 5 miljonów. Mogłem za to kupić parę koni. A dostałem te pieniądze przed paru miesiącami. Co za to mogłem kupić? A wydatków moc. Chciałbym np. kupić młocarnię. Teraz za wydzierżawienie młocarni musze płacić 10 pudów zboża dziennie.

- A ile macie ziemi?

- 15 ha.

Zajeżdżamy po drodze do szeregu osad. Wszędzie dają się słyszeć utyskiwania na brak gotówki i kredytu. Niektórzy osadnicy nie dostali jeszcze budulca. Mieszkają w ziemiankach. Do takich należy np. kapitan Sierpiński z bratem.

- Jak przyszedłem tu - powiada b. sympatyczny kapitan Sierpiński - była tylko goła ziemia. Nie miałem ani budulca, ani pieniędzy. Zrobiliśmy z bratem tę oto ziemiankę - i jakoś sobie radzimy. Zbiory w roku ubiegłym były ładne. Dziś mam i krowę i tych pare szkap, no i te sterty - pokazuje ręka na dwie wcale pokazne sterty zboża. Jakoś to będzie.

Wracając o zmroku do Łucka, porządkowałem w myśli wrażenia odniesione z wycieczki. I oto do jakich doszedłem wniosków:

Osadnictwo na kresach to wielka rzecz. Ale jeśli ma ono spełniać swoje najważniejsze zadanie, jeśli osadnik ma być rozsadnikiem wyższej kutury polskiej, promieniującym naokół - to należy temu osadnikowi ułatwić jego zadanie, nalezy go zaopatrzyć we wszystko, co mu potrzebne do założenia wzorowego gospodarstwa, a więc budulec, narzędzia, inwentarz, kredyty. Inaczej dzieje się tak, że na osadnika, którego gospodarstwo z konieczności szwankuje - chłop miejscowy patrzy z góry, nie tylko nie uznając jego autorytetu, lecz, przeciwnie, uważając go za coś niższego od siebie.

Jakże w takich warunkach ma odbywac się promieniowanie kultury polskiej? Jakże taki osadnik, borykajacy sie  z elementarnymi brakami i cierpiący w większosci swej nędzę - może być wzorem dla dostatniego gospodarza - chłopa rusińskiego?.

To są te braki osadnictwa, któreby nalezało przy mądrej polityce rządowej usunąć. X.G."

 

 

 

 

 

 

 

Ciąg dalszy nastapi.